Wg legendy został on pochowany wraz ze swoim koniem, co jednak patrząc na poniższą relację może dalej pozostać jedynie lokalną legendą. Fragment z historii rodu Horodyńskich.
„W 1829 roku przyjechał do nich (Horodyńskich) Jan hrabia Poniński, sławny pojedynkowicz, bywalec, który się tłukł po całej Europie i miał podobno 100 pojedynków. Był świeżo ożeniony z ich krewną panną Hipmann, z zamiarem zamieszkania kilku miesięcy na folwarku Dzierżyce wówczas położonym za Sanem z małym starym dworkiem otoczonym ładnym sadem. W dniu przenosin na Dzierżówkę po pożegnalnym obiedzie zapaliwszy fajkę, uściskał bardzo czule mego stryja i ojca (którzy na razie te czułości na karb wypitych kilku kieliszków win kładli) i poszedł na krótka drzemkę do swojego pokoju od frontu na piętrze, gdzie ja potem mieszkałem…
…gdy po dobrej chwili Poniński się nie zjawił, posłał mój ojciec służącego, by go z twardego snu zbudził i na muzykę zaprosił. Po małej chwili wraca służący blady i przestraszony i mówi Stryjowi na stronie, że pokój na klucz zamknięty, komodą zastawiony, a przez dziurkę od klucza widać krew na podłodze pokoju – natychmiast obydwaj poskoczyli na piętro, a że byli silni wyważyli wraz ze służącym drzwi i znaleźli Ponińskiego siedzącego na kanapie z głową wspartą na rękach na stole, wkoło stołu masę krwi na podłodze. Poniński nie żył, poprzecinawszy sobie żyły u obydwóch rąk, chodził widocznie koło stołu, a gdy osłabł siadł i tak skończył. Zostawił trzy listy, z których dwa są w mych papierach, żegna się w nich z przyjaciółmi, przy czem mówi, że nie był godnym takiego anioła jak jego żona, ale o przyczynie śmierci nic nie wspomina. Prosił, by go pochowano w głębi lasu, na rozstajnych ścieżkach w miejscu, gdzie tyle lisów i bogaczów ubił i tak w gąszczu, by świat o nim zapomniał. Tak leżał całe lata w spokoju i zapomnieniu pod wysoką usypaną mogiłą koło której stał wysoki dębowy krzyż bez napisu.
Z biegiem lat gdy zaczęto las ciąć, karczować liniję tworzyć, grób Ponińskiego zaczął się światu przypominać, na domiar złego i cywilizacja do naszego od świata oddalonego kąta zaglądnęła, dostaliśmy nareszcie kolej żelazną i po 60 latach po śmierci Ponińskiego wytrasowano liniję kolejową niemal przy samej mogile. W ten czas z inicjatywy mojej matki, a sumptem jedynej córki Ponińskiego, która po śmierci jego na świat przyszła, stanął nagrobek dzisiejszy kamienny z krzyżem i napisem „Boże bądź miłościw duszy jego”.